Początki SKK Siedlce sięgają wczesnych lat 90., kiedy w miasto przywędrowała moda na amerykańską NBA. Grupa licealistów z II LO pocięła swoje kurtki, żeby posłużyły za pierwsze trykoty, i ruszyła do walki w rozgrywkach amatorskich. Tamto spontaniczne pospolite ruszenie szybko przerodziło się w zorganizowaną sekcję, a w roku 1992 zapadła decyzja o oficjalnej rejestracji klubu. Uroczyste — choć trzeba przyznać bardzo skromne — zebranie założycielskie odbyło się w małej salce Urzędu Miasta. W protokole zapisano górnolotny cel: „krzewienie kultury fizycznej i sportu w społeczeństwie Siedlec ze szczególnym uwzględnieniem koszykówki”.
Przez pierwszą dekadę SKK tułał się po ligach okręgowych, a transport na wyjazdy załatwiał zaprzyjaźniony przewoźnik z Mińska Mazowieckiego. Nikt nie pobierał wynagrodzenia, a wniesienie miesięcznych składek było warunkiem udziału w meczu. Paradoksalnie to właśnie brak pieniędzy wykuł tożsamość klubu — walczyć takim rydwanem, jaki się ma, i trzymać się razem.
Sezon 2008/2009 okazał się przełomowy. Podopieczni trenera Teohara Mollova, w którym wielu widziało koszykarskiego wizjonera, przebili się do ścisłej czołówki II ligi i debiutowali w meczu o awans z Astorią Bydgoszcz. Choć wtedy jeszcze się nie udało, ziarno zostało zasiane. Już rok później, w Pleszewie, SKK Siedlce wygrał zacięty turniej barażowy i po raz pierwszy w historii zameldował się na zapleczu ekstraklasy.
W sezonie 2013/2014 nastąpił istny wybuch formy — seria siedmiu zwycięstw z rządu, hala wypełniona do ostatniego miejsca i autentyczna wiara, że małe miasto jest w stanie udźwignąć wielką koszykówkę. Klub po raz pierwszy wszedł do play-off, przegrywając ćwierćfinał dopiero w siódmym spotkaniu. Wtedy pojęliśmy, że budżet budżetem, ale publiczność to realna przewaga parkietu.
Najbardziej pamiętnym meczem pozostaje jednak starcie z Polonią Warszawa w 2016 roku. Seria do trzech zwycięstw o utrzymanie zakończyła się wynikiem 3‑2, a ostatni rzut za dwa Tomasza Dei, równo z syreną, do dziś krąży w klubowych materiałach promocyjnych. To dzięki temu trafieniu SKK utrzymał się bez konieczności budowania budżetu na expresową odbudowę w niższej lidze.
Pandemia COVID‑19 wymusiła przeorganizowanie struktury finansowej. Zamiast ścigać się na kontrakty z bogatszymi ośrodkami, zarząd postawił na szkolenie lokalnej młodzieży. Projekt „Z asfaltu na parkiet” uruchomił darmowe treningi dla dzieci z małych miejscowości powiatu siedleckiego. Co poniedziałek klubowy bus objeżdżał wioski, zbierając przyszłych koszykarzy na zajęcia w hali. Efekt? W 2024 roku aż 40% rotacji seniorskiej stanowili wychowankowie.
Dzisiaj klub łączy doświadczenie weteranów z ambicją debiutantów i przyjął jasną definicję sukcesu: utrzymać się w 1. Lidze własnymi siłami, promować miejscowych zawodników i tworzyć wydarzenia, które rzadko kto w Siedlcach przegapi. Statystycy wyliczyli, że w ostatnich dwóch sezonach średnia frekwencja wzrosła o 27%, co pokazuje, że projekt idzie w dobrym kierunku.
Na papierze historia to suma wyników, awansów i spadków. W rzeczywistości to także zapach świeżo lakierowanego parkietu przed inauguracją, krzyk fizjoterapeuty, gdy ktoś zapomni o rolowaniu mięśni, i chwila zbiorowego milczenia w szatni, kiedy pojawia się refleksja, że w bitwie o każdy centymetr kortu liczy się przede wszystkim zespół. Kiedy kończy się mecz, trudność zaczyna się od nowa: trzeba spakować sprzęt, odpisać sponsorom, ustawić grafik treningów. Ta proza nie trafia do raportów meczowych, ale bez niej nie byłoby ani jednego rzutu, ani jedynego biletu. Dlatego tak chcemy, żeby ludzie wiedzieli, że SKK to człowiek obwiązujący tablicę przy bocznej linii i wolontariuszka od statystyk, która liczy podania, zanim statystyka asyst trafi do ligowej bazy. Bo klub to detale, a detale tworzą wyniki.